Około 2007 roku pewien zespół pracujący w Amazon został odizolowany od świata w ściśle tajnym miejscu, aby przetestować jeszcze bardziej tajemnicze urządzenie.
Gdy tylko udało się nam stworzyć działający prototyp, zaplanowaliśmy weekendową wycieczkę z Jeffem Bezosem do pewnego domu. Nasz wyjazd rozpoczęliśmy od umówienia się, że przez najbliższą godzinę każdy będzie czytał. A potem znowu się zbierzemy i porozmawiamy o tym, jak się czujemy z tym nowym urządzeniem. Omówimy to, jak wygląda i jak leży nam w dłoniach.
Te wczesne weekendowe testy znacząco wpłynęły na ukształtowanie ostatecznej formy urządzenia przed jego premierą. Później, w listopadzie tego samego roku na nowojorskim spotkaniu dla mediów Jeff Bezos oficjalnie ogłosił powstanie e-czytnika. Wtedy była to nowość – nikt jeszcze nie wiedział, że nieznane dotąd urządzenie na zawsze zmieni sposób czytania oraz wydawania książek. Co więcej, sami programiści pracujący nad Kindle’em do końca nie wiedzieli, czy ich praca będzie miała sens i zaowocuje produktem, który rzeczywiście będzie używany.
– W Amazon mówi się, że musisz być optymistą, aby być przedsiębiorcą. Tutaj mieliśmy do czynienia z klasyczną formą start-upu ze swoimi wzlotami i upadkami charakterystycznymi dla firm, które dopiero debiutują na rynku – mówi Kessel.
Pierwszy product manager Kindle’a, Charlie Tritschler, doskonale pamięta początki pracy w zespole odpowiedzialnym za elektroniczny czytnik.
– To było dosłownie osiem osób stłoczonych w bibliotece w starej kancelarii prawniczej. Mój pierwszy dzień był jak żywcem wyjęty z pracy w start-upie. Zapytałem: „czy dacie mi jakiś komputer?”. Odpowiedziano mi: „Jasne, chyba jakiś można znaleźć w szafie” – mówi Tritschler.
Kessel wskazuje, że zespołowi zależało na tym, aby Amazon Kindle nie był wielozadaniowym kombajnem, a urządzeniem przeznaczonym wyłącznie do jednego celu – czytania. Za takim myśleniem stało przekonanie, że użytkownik powinien móc skupić się na książce, bez dodatkowych rozpraszaczy.
Co za tym idzie, ważna była również prostota urządzenia i jak najbardziej intuicyjny interfejs, który umożliwi dostęp do nowych książek, możliwych do pobrania bez konieczności wyciągania kabla do komputera. To poświęcenie tej idei doprowadziło do wdrożenia w Kindle’u możliwości połączenia z siecią, a następnie nawet do możliwości synchronizacji listy książek i naszego progresu w czytaniu między aplikacjami na poszczególne systemy.
– Naszym założeniem była możliwość pobierania książek w mniej niż 60 sekund, ale na początku to stanowczo tak nie działało – mówi Kessel.
Cierpliwość to jedna z wielu rzeczy, których zespół musiał się nauczyć.
– Na początku w rozmowach z Jeffem szacowałem, że do działań nad elektronicznym czytnikiem będziemy potrzebowali około 18 miesięcy i kilkunastu osób. Finalnie zajęło to nam 3,5 roku i pracowało nad tym zdecydowanie więcej ludzi – wspomina Kessel.
Jednak ciężka praca się opłaciła. Niemal natychmiast po premierze urządzenia, zespół wiedział, że stworzył coś niesamowitego. W opakowaniu z pierwszym modelem Amazon Kindle znajdowało się również podziękowanie za zakup oraz adres e-mailowy, na który można było wysłać opinię dotyczącą urządzenia.
Kessel i inni członkowie zespołu osobiście czytali każdą wiadomość. Z nieustannie nadchodzących e-maili wynikało, że w dużej mierze użytkownicy pokochali innowacyjny wynalazek. Dodatkowe uwagi i komentarze pomogły w opracowaniu oraz wdrożeniu nowych funkcji w kolejnych modelach. Dzisiaj, na przykład, zupełnie nie zastanawiamy się nad tym, że wyświetlacz Kindle’a jest podświetlany – to właśnie efekt jednej z tych pierwszych sugestii.
Dzisiaj, ponad dekadę później, Kindle jest utożsamiany z niezwykłym światem czytania dostępnym na czytnikach oraz w darmowych aplikacjach na smartfony czy komputery. Każda styczność z Amazon Kindle – dzięki licznym funkcjom – umożliwia miłośnikom książek czerpanie maksymalnej przyjemności z lektury.
Naszym marzeniem jest forma czytnika podobna do kartki papieru. Cienko i lekko, a zarazem elastycznie i trwale. Jeszcze nie jesteśmy na tym etapie rozwoju, ale już naprawdę wiele się nauczyliśmy i to zdecydowanie nie jest nasze ostatnie słowo.